Czy zastanawiałeś się kiedyś Drogi Czytelniku, jakie to słowo będzie najbardziej polskim z polskich słów? Jakie to słowo jest tworem typowo naszym, wykorzystującym jedynie polskie litery alfabetu? Otóż takie to szczere i głębokie rozmyślania dopadły mnie podczas zwiedzania wystawy Mikroutopie Codzienności w toruńskim CSW; pośród prezentowanych prac znalazłam respons bijący w moje oczy jaskrawą czerwienią. Panie i Panowie oto oświecona zostałam za pomocą kilkunastu różnej wielkości flaszeczek à'la koktajle Mołotowa- ujrzawszy ich żółtą barwę z przyklejoną biało-czerwoną etykietą poczułam, iż mam do czynienia z współczesnym wcieleniem Wernyhory; Jerzy Kosałka za pomocą prostej instalacji wywieszczył mi oto najbardziej polskie słowo: ŻÓŁĆ.
Naszymi barwami narodowymi są biel i czerwień. Biel miała symbolizować nieskalanego polskiego ducha, a czerwień odwagę i waleczność naszego narodu. Wnioskuję jednak, aby uznać barwy nasze narodowe za przestarzałe i zastąpić je kolorem adekwatnym do obecnie panujących nastrojów w narodzie: ŻÓŁCIĄ. Orzeł rozczapierzony na żółcistym tle symbolizowałby nieliche wkurzenie narodu polskiego - o ile prawdziwiej wyglądałaby żółcista flaga powiewająca nad ZUSem cz US? Żółć jest przecież wszechobecna w polskiej tradycji, uwielbiamy wprost, głośno i wyraźnie dawać upust zalewającej nas żółci, a kraj nasz zamieszkiwany jest głównie przez Adasiów Miauczyńskich, modlących się co wieczór o plagi egipskie pukające do drzwi sąsiada.
Humory i dąsy panują u nas nieprzerwanie już od wielu wielu lat; Kosałka pokusił się o wizualizowanie żółcistych nastrojów, początkowo pod nazwą Polnische Galle, prezentowaną w 2006 roku w Dreźnie; wtedy to żółciutkie beczki i rakiety V-3 miały odnosić się do napięć wynikających ze stereotypowego podejścia do relacji polsko - niemieckich. Kolejną realizacją wykorzystującą ten pomysł był billboard z 2009 roku wykonany dla toruńskiej Galerii Rusz. Gotową instalacje artysty kupiło CSW Znaki Czasu i zaprezentowało na głośnej wystawie Thymos- sztuka gniewu, która to odbiła się żółcią kuratorowi ekspozycji, Kazimierzowi Piotrowskiemu. Samo dziełko, będące obiektem moich wynurzeń, stało się symbolem burzy, która rozegrała się nad głową faceta, chcącego tylko przedstawić swoją koncepcję polityczno- wystawienniczą( z naciskiem na polityczną!). Światek artystyczny na czele ze sporą grupą prezentujących swoje tworki w CSW artystów, poczuł się urażony interpretacją / nadinterpretacją? Piotrowskiego; kuratorskie politykowanie doprowadziło do wycofania się z udziału niektórych twórców. Wzburzona żółć artystów i związany z tym skandal paradoksalnie przyczyniły się do sukcesu komercyjnego wystawy, a moje ulubione buteleczki stały się symbolem niesnasek na polu artysta versus kurator.
Fot. własne |
Owe butelczyny pojawiły się ponownie właśnie na Mikroutopiach, które są zrealizowane w całości z kolekcji CSW; ale uwaga! W wersji 2013 obok półeczki z żółtymi butelkami dostawiony został circa pięciolitrowy baniak z wielgachną etykietą Żółć Piotrowskiego. Oczywiście, nawiązanie do kontrowersyjnej wystawy strzeliło we mnie z siłą pocisku; czy kuratorka, Izabela Kowalczyk stara się nam za pomocą prezentowanych prac opowiedzieć historię zbiorów CSW, czy też po prostu chce wykorzystać siłę blockbustera i podkręcić oglądalność ekspozycji?
Fot. własne |
Niestety rozczarowałam się, kiedy obejrzałam sobie dokładnie całą wystawę- koncepcja kuratorska moim zdaniem, nie porywa, nie składa się w całość - poszczególne działy (Życie organiczne, Posthumanizm, Prywatne jest polityczne, Sztuka na peryferiach, Sztuka to kłamstwo?) łączą się jedynie dzięki silnie intelektualizującym opisom kuratorskim, a prawdziwe perełki kolekcji, giną w sąsiedztwie ryzykownych zakupów CSW. Wspaniałe jest to, że na Mikroutopiach Codzienności możemy prześledzić 6 lat tworzenia się kolekcji, jednak dla mnie zbyt dosłowne stało się zwykłe przechwalanie się zakupami, okraszone intelektualnym gawędziarstwem. No cóż, jakiegoś ignoranta żółć musiała zalać i niech to będę ja.
Iza Kiełek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz