Pancerny papier toaletowy Potiomkin. Sztuka żartobliwa, ale czy do dupy? Z pewnością nie, bo o papierze opowiada Grzyb. Ryszard Grzyb, kpiarz i artysta o wielu twarzach. Malarz, czy poeta- moim zdaniem, ktoś pomiędzy.
Artysta już rok po uzyskaniu dyplomu w warszawskiej pracowni Rajmunda Ziemskiego, dołączył do słynnej Gruppy. Formacja ta należała do nurtu nowej ekspresji, który zdominował polską sztukę lat 80. Tak jak w przypadku wielu innych zrzeszeń, jej założenia zawierały w sobie sprzeczności, wynikające z różnic pomiędzy artystami. Można jednak określić ogólną cechę, którą jest umiłowanie obrazu. Nie jakieś założenia programowe, tylko czysta przyjemność z dotykania pędzlem płótna, smarowania, kolorowania[1]. Świadomie użyłem tego słowa, ponieważ Ryszard Grzyb traktuje barwę w sposób czysto dekoracyjny. Właśnie sprzeczność jest dla artysty jednym ze środków wyrazu, skoro deklaruje, że: „zasadniczym nośnikiem sensu jest odzwierciedlenie absurdu[...]”[2].
Wypowiedzi autora i tytuły obrazów rzucają światło na to, co obecne w jego malarstwie. Duża w nim ilość scen erotycznych i obscenicznych, takich jak: Szlifierz nocnych diamentów, czy Jak kopulują nosorożce z 1984 r. Najbardziej podoba mi się Sranie ku wolności z 1985 r. Małpa stojąca w oknie, wymachująca łapkami, z wypiętym zadem i wielka brązowa smuga. Jak sądzę, jest to frywolny, dzięki czemu niezbyt gorzki komentarz do twórczości własnej i innych malarzy nowej ekspresji.
Obrazy artysty cechuje celowo niechlujne, brudne mazanie farbą, traktowaną bardzo materialnie[3]. Mimo szybkiego tempa pracy, Grzyb korzysta z możliwości tej substancji, świadomie zestawiając ze sobą płaszczyzny gładkie i chropowate, transparentne i kryjące. Pozostawia również wyraźne ślady zamaszystych ruchów pędzla. Struktura kompozycji jest jednak konkretna, zwarta, często centralna. Najbardziej dotyczy to prac z lat 80-tych, kiedy malarz inspirował się twórczością dzieci oraz chorych psychicznie[4]. Stąd zdeformowane i nieporadne kształty, gruby kontur. Obrazy z okresu aktywności Gruppy są nie tylko swobodne w formie, ale jednocześnie zaangażowane politycznie. Nie w sposób narzucający, agitatorski, lecz właśnie komentujący, tak jak Przemarsz ptaszków przez flagę w stanie wojennym z 1982 r[5].
Następna dekada to dla artysty okres przejściowy pomiędzy niczym nieskrępowaną ekspresją, a dopracowanymi płótnami lat dwutysięcznych. Dzieła takie jak np. Sala pamięci 1 z 1992 r., doskonale obrazują metamorfozę, jaką przeszła twórczość Grzyba. Zdaniem autora, dawna formuła malarska już się wyczerpała[6]. Synteza jest już w zaawansowanym stadium, kształty stały się wyraźniejsze, kompozycje coraz bardziej dekoracyjne. Coraz więcej jest ornamentu i geometrii. Nie ma wyraźnego punktu napięcia, tak jak np. w Niedzieli Palmowej, gdzie przyciąga hipnotyzujące oko, umieszczone w samym centrum. Treść obrazu jest już praktycznie nieistotna, liczą się najprostsze skojarzenia. Nosorożec staje się stopniowo jednym z czołowych bohaterów coraz bardziej zwierzęcych płócien Grzyba. Nosorożec, Mała czarna głowa nosorożca z 1991 r. Koguty, żółwie, koty i byki, to główne tematy. Błahość wręcz uderzająca, ale nie w sensie rzecz, tylko w absurdzie, a przede wszystkim w malarstwie. Dziedzinie, której koniec ogłaszano wielokrotnie, a mimo to nadal istnieje i ma się dobrze. Sama nowa ekspresja zrodziła się jako neo-styl, w odpowiedzi na działania pod enigmatyczną nazwą konceptualizmu. Większość artystów zwanych konceptualistami odżegnywała się od nadanego miana. W przypadku polskich przedstawicieli nowej ekspresji nie było sprzeciwu, ponieważ sami chętnie tak się określali. Akceptowali w pełni swoją rolę, określoną tym, co im towarzyszyło, co przeszli i w jakich czasach żyli[7]. Zdaniem Aleksandra Lipskiego, jedną z podstawowych cech wyróżniających polskich Neue Wilde jest łatwość w znajdywaniu wroga. Trudno nie przyznać mu racji, czytając choćby tytuły dzieł Ryszarda Grzyba z tego okresu. Dlatego, gdy epoka minęła, również obrazy się zmieniły. Nie zgadzam się jednak z określeniem, że „wolność z roztropnością rozeszły się na dobre”. Wszystko co powstaje, jest bowiem dokumentem swoich czasów. Najwyraźniej Polakom w latach osiemdziesiątych potrzebna była nagość, brutalność i upust złych emocji spowodowanych rozgoryczeniem. Ważne, że Ryszard Grzyb zareagował i nie zabrnął w ślepą uliczkę, którą wytyczyła fanatyczna chęć nowatorstwa neoawangardy[8].
Trenował karate i boks tajski (ma już tytuły mistrzowskie), medytuje. Interesuje go widocznie kultura chińska, a przejawem fascynacji są takie dzieła jak Konfucjusz, nosorożec i Lao-Tsy. W nowym wieku artysta nie odczuwa już potrzeby walki, ma świadomość swoich atutów i wad. Jak zwykle tworzy tak, jak mu się podoba, jednak jego gust i światopogląd uległy zmianie.
Równolegle do malarstwa pisze, tworzy poezję, ale też realizacje z pogranicza dziedzin, takie jak Zdania napowietrzne. Jest to projekt o tyle oryginalny, że rzadko się zdarza, by malarz tak zdecydowanie sięgnął po słowo jako narzędzie. Artyści, z tego samego co Grzyb kręgu, jak Marek Sobczyk czy Paweł Susid, wykorzystują także tekst, jednak w formie obrazu. Grzyb poszedł o krok dalej i użył go samodzielnie, czyniąc go sensem całej akcji. Najpierw dziwne teksty pojawiły się w przestrzeni publicznej, w klubach, na billboardach (gdzie wyjątkowo były ręcznie przez autora namalowane). Początkowo dziwne, nic nie znaczące litery na wielkich białych planszach, później dokończone, tworzące pełny napis, nadal trudny do zrozumienia. Na koniec zorganizowana została wystawa PLACEBO, rozpoczynająca działalność galerii Propaganda w Warszawie[9]. Zbierane, czy nawet kolekcjonowane zdania umieścił artysta na tablicach przypominających rejestracyjne, na kubkach, ołówkach i innych przedmiotach, w prasie i Internecie. Jaki miał cel w pokazaniu swoich poetyckich prób w murach galerii? Z pewnością taki, by nadać im nowy kontekst, włączając je w pole sztuk wizualnych. Możnaby Zdania napowietrzne nazwać poezją konkretną, ale to poważny błąd, ponieważ u Grzyba liczy się gest malarza, który postanowił użyć tekstu, nie zaś sam tekst z układem typograficznym, czy przestrzennym[10]. Napięcie powstaje po odczytaniu dziwnego komunikatu, gdy się zrozumie, że nie ma narracji i nie ma sensu. Ale po co pisać, skoro go nie ma? Pewnie właśnie po to, by się ponownie nad naturą Grzyba zastanowić...
Kajetan Giziński
[1]
R. Grzyb, Jak ja sobie czasem myślę o
malarstwie, http://www.ryszardgrzyb.pl/tekstyprogram.html
[2]
Idem, Kilka odpowiedzi na pytania, które
zadała mi pani Gizela Burkamp, http://www.ryszardgrzyb.pl/tekstyprogram.html
[3]
L. Czajka, Wywiad z R. Grzybem 15.02.2012, http://www.ryszardgrzyb.pl/tekstyprogram/wywiadl_czajka.pdf
[4]A.F.
Pawlak, Z księciem powietrza Ryszardem Grzybem o Tajemnicach życia, dowcipie
jako zaczynie obrazu, napadach na bank i stanach podrażnionej wyobraźni ,
„Format”, nr 56, s. 43.
[5]
S. Gieżyński, Ryszard Grzyb nokautuje
sztuką, http://www.weranda.pl/sztuka/obrazy/6283-ryszard-grzyb-nokautuje-sztuka
[6]
Ibidem.
[7] A.F. Pawlak, op. cit., s.43.
[8]
A. Lipski, Karnawał bez końca czyli o kłopotach z wolnością, „Format”,
nr 56, s. 4.
[10]
G. Borkowski, Napowietrzne zdania, http://www.obieg.pl/recenzje/479
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz