wtorek, 19 listopada 2013

Ze wszystkich znajomych twarzy najmniej pamiętam swoją. Adrian Ghenie.


Śmierdzące, komunistyczne bary w tym mieście przyprawiają mnie czasem o mdłości. Metalowy stolik, na którym ktoś wypisał chyba wszystkie możliwe rumuńskie przekleństwa, rdzą rozlewa się na podłogę. Brud płytek i ociekające z lady krople kawy, układają się w siermiężne symbole, w których spokojnie można się przejrzeć. Pani w bufecie, w fartuchu przypominającym bardziej odłamek szmaty po zbombardowaniu, poleca jajka na Bekonie. Zamawiam więc specjalność zakładu i kawę, która pewnie niczym nie różni się od tej, którą pozbierałbym z podłogi.  Rozrywki w jednej z tych melin dostarcza mi mężczyzna po pięćdziesiątce, który smętnie skrzeczy w bliżej znanym mi języku. Snuje opowieść o
rozstrzelaniu Ceauşescu i pobliskiej Fabryce Pędzli, która kiedyś miastu przynosiła bajeczne dochody, a teraz jest miejscem dla artystów i reszty tych popaprańców, co zamiast myśleć o rozwoju miasta i powrotu gospodarczego prymu w państwie, rozwodzą się wyłącznie o niebieskich migdałach i wystąpieniach tak bardzo niezrozumiałych dla tak bardzo prostych ludzi, jak mieszkańcy tego miasta (jak podkreśla sam mówca – i on sam, oczywiście).

Fragile, 2007, oil on canvas, 50x95cm  źródło: plan-b.ro

Bekon przypomina stary, rozkładający się tłuszcz, który babcia trzymała w słoiku na wszelką chorobę. I zupełnie nie chcę wiedzieć, dlaczego nazywała go psim smalcem. Otwieram jedyną dostępną w Klużu gazetę, która choć trochę nie przypomina pociętego przez cenzurę skrawka papieru. W jednym z artykułów bardzo bogato ubrana pani, w bardzo bogato ozdobionej sali, pewnie w jeszcze bardziej bogato udekorowanym mieście, oświadcza, że obraz Francisa Bacona sprzedano za niebagatelną sumę 142 milionów dolarów. Przypuszczam, że to więcej pieniędzy niż to miasto kiedykolwiek widziało na oczy.
Z polecenia mojego towarzysza-malkontenta, który aktualnie zachwala remont na ulicy Unirii, postanawiam udać się do Fabryki Pędzli.

Przestrzeń Fabryki dokładnie odpowiada klimatowi miasta, choć w przeciwieństwie do niego, w tym miejscu tętni życie. Zaraz rozpocznie się wystawa. Tłum ludzi bezskutecznie przelewa się przez szklane drzwi, by naraz rzucić się na bagietki, to z szynką, to z łososiem. W kącie cichy mężczyzna obgryza paznokcie. To Adrian Ghenie. Poznałem go po pieszczotliwie uczesanych włosach i grupce dziennikarzy stojących, jak hieny, tuż obok niego.

Na jednej ze ścian Pogrzeb Duchampa. Każdy zna starą gadkę o wampirach mieszkających w Transylwanii. Jeśli ich istnienie rzeczywiście miałoby nie okazać się tylko mroczną legendą, to spodziewajmy się szybkiego powrotu ojca dada do rodzinnego domu (a jakże! Przecież to Tzara, który był Rumunem, właściwie zapoczątkował ten kierunek). Zresztą, na wystawieniu zwłok możemy dopatrzeć się i jeszcze jednego żałobnika spod pędzla Bacona.

Duchamps funeral, oil on canvas  źródło: plan-b.ro

Trupy wyprowadziły się z szaf, śmierdziało formaliną. Dada is dead – głos zza drzwi przyprawia mnie o gęsią skórkę. W centrum wilk niespiesznie spogląda na mnie. Zawieszony mundur na suficie przypomina nam, że jeszcze niedawno była wojna, a my byliśmy całkiem martwi. Czerń wylewająca się z wnętrza zaprasza do negocjacji ze śmiercią. Może kilka zabłąkanych da się jeszcze odratować.

Dada is dead, oil on canvas  źródło: plan-b.ro

Po bagietkach pozostały już tylko okruszki, które wyglądają jak żołnierzyki układane przez sześciolatka. Zaraz wybuchnie wojna, na ciasta, jak w nędznych komediach klasy B z lat sześćdziesiątych. Część widzów ze ściany zdążyło już oberwać za swoje. O dziwo, Panowie nie są zbyt zadowoleni z filmowej zabawy. Atmosfera przypomina raczej dobry thriller, w którym Pan A zabije z premedytacją Pana B. Mam wrażenie, że mroczne opowieści o tej krainie, snute co najmniej od kilku pokoleń, mają w sobie pewną dozę prawdy.

Pie fight study 2, 2010, oil on canvas  źródło: plan-b.ro

O, zaraz podadzą szampana! Z zachwytu próbuję przecisnąć się między biegnącym po trunek tłumem i udaję się do sali obok. Uciekam z niej jednak szybko, bo słyszę jakiś chrobot, jakiś trup wisi w pokoiku.
The Dada Room, 2010, installation, 320x500x600cm  źródło: plan-b.ro



Szymon Bochniarz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ignoranci Kultury i Sztuki

Ignoranci Kultury i Sztuki