Utøya- na imię mam Czerwień. Teodor Durski.
autor: Szymon Bochniarz
Staram się o [tym] zapomnieć, zająć się swymi sprawami,
gotować brokuły, otwierać i zamykać książki,
myć zęby i sznurować buty.
Anne Sexton
Masz taki
absorbujący wzrok, Orfeuszu,
ostrzegali, byś nie patrzył za siebie.
Wyrzuć lutnię, jest bezużyteczna
- tam, gdzie zmierzam są tylko kwanty.
Martyna Maciuszek
Staram się o [tym] zapomnieć, zająć się swymi sprawami,
gotować brokuły, otwierać i zamykać książki,
myć zęby i sznurować buty.
Anne Sexton
ostrzegali, byś nie patrzył za siebie.
Wyrzuć lutnię, jest bezużyteczna
- tam, gdzie zmierzam są tylko kwanty.
Martyna Maciuszek
O
młodych grafikach zwykło się mówić dużo i dobrze. Wymieniając
poszczególne nazwiska, nie sposób nie wspomnieć o nagrodach, które
dotychczas zdobyli, o szkole, w której mieli możliwość
rozwinięcia swoich umiejętności, o wpływach, tendencjach i
nurtach, z których czerpią inspirację, które być może sami
zapoczątkowali…
O
współczesnych wydarzeniach ciężko mówić obiektywnie,
szczególnie, jeśli dotyczą sfer związanych z życiem publicznym,
gdy znamy konsekwencje wpływu pop-quasi-kultury. To ona pozbawiła
ludzi wszelkiego rozsądku, a przede wszystkim rzeczy powierzchownie
prostej i oczywistej – współczucia.
Utøya,
temat
który pochłonął całkiem niedawno cały świat mediów, odkrył
nowe oblicze ludzkiej natury – bezlitosność, obustronną
bezlitosność. Z jednej strony mamy postać mordercy, który z zimną
krwią morduje 69 osób i, jak donieśli świadkowie, „strzelający
miał czerwoną twarz”; dzięki wykreowanej postaci zimnego i
niewzruszonego zabójcy, Andres Breivick znalazł się w czołówce
najbardziej znienawidzonych, godnych śmierci w czeluściach, postaci
ostatnich lat. Patrząc jednak z innej perspektywy, znajdujemy w
końcu postać człowieka zagubionego, a motyw działania, który
wydaje się o wiele głębszy, niż płytka nagonka medialna, nurtuje
do dziś naukowców i wolnych myślicieli. Nikt oczywiście nie daje
jednoznacznej odpowiedzi. Statystyki (kto by tam im wierzył!)
pokazują jednak, że największy odsetek ludzi z depresją, nerwicą
i innymi zaburzeniami psychicznymi żyje właśnie na tej spokojnej,
idyllicznej Skandynawii.
Teodor Durski, "Tajemnica (Love and Death)" |
Wizerunek
masakry w chłodnej i cichej Skandynawii staje się właściwym
miejscem dla Teodora Durskiego, zastanawiającego się nad
odpowiedzią na ciągle powtarzające się pytanie o rolę i miejsce
śmierci w aktualnych sobie czasach. Niejednoznaczność nabiera
dzisiaj jeszcze ciekawszego zabarwienia, gdyż kultura pop skutecznie
przysłania nam wszelkie głębsze odpowiedzi, serwując tanie
marketingowe chwyty, rozwiązania podane na srebrnej tacy. Artysta
postanawia jednak przebić się przez pasmo kolorowych wycinanek, a
efekty tego są nader zaskakujące.
Ciekawym
tropem, od którego artysta rozpoczyna swoje poszukiwania, jest kanon
antyczny. W
oczekiwaniu na podróż
punktem wyjściowym staje się tlący się słońcem Egipt.
Litografia nie tylko poprzez kolor – słoneczny, ciepły,
wywołujący przyjemne mrowienie na skórze – wskazuje nam na
miejsce, z którego wypływamy. Obraz ten został wyjęty wprost z
hieroglificznych przedstawień wyprofilowanych postaci, z zatarciem
większości cech indywidualnych. Durski jednak podchodzi do tematu z
bardzo osobistą refleksją, ukazuje nam postać nie od strony torsu,
lecz od pleców, wepchniętą w dziwny, abstrakcyjny twór,
przypominający nam krzyż. Zresztą temat ten przejawia nam się i w
kolejnej części podróży, zwielokrotnionej postaci w Tajemnica
(Love and Death),
gdzie można doszukać się nie tylko nawiązania do wizerunku
Chrystusa, ale i do greckiej rzeźby – najbardziej przypomina ona
Wenus z Milo. Tak płynne poruszanie się między ikonografią wymaga
niezwykłej wrażliwości i odwagi. Niepokój budzi jednak fakt, że
bohaterowie przedstawieni w obu dziełach są raczej pogodni, wręcz
trochę ekstatyczni, choć znajdują się w trudnej sytuacji –
pierwsza postać zaplątana jest w dziwny twór, druga na głowie ma
cierniową koronę. Odnosimy wrażenie, że nie doskwiera im ból.
Artysta najpewniej świadomie nadał im łagodności, znajdują się
w końcu w czasach, gdzie największym problemem jest rozwód w
serialu. To cyniczne posunięcie prowokuje tym bardziej, że obecne
kanony piękna są łudząco podobne do tych antycznych, a Durski
wcale nie stara się temu zaprzeczyć, jego mężczyźni są bardzo
pociągający, fizycznie doskonali i dziecinnie beztroscy.
Teodor Durski, "Hybris" |
Mężczyzna
jest zresztą najczęstszym bohaterem Łodzianina. Prace Hybris
i Fama
są kolejną gorzką prawdą o dzisiejszym społeczeństwie, żyjącym
ideałami wyidealizowanego piękna i plotkach. Pycha, która kieruje
życiem pierwszego bohatera, zostaje zasygnalizowana przez artystę
grzybem atomowym w miejscu serca (sprytne posunięcie!). Mężczyzna
ten wydaje się być zapatrzoną w swoją fizyczną atrakcyjność
pustą istotą, z której nie wypływa więcej, niż widok ciała w
opiętej bluzie. W Famie
punktem odniesienia staje się nie tyle ciało kobiety, co sama moda
na obserwację aktualnych „hotów” i można łączyć to z
medialną burzą wywołaną wydarzeniem z Norwegii, która nie była
sławna tylko dlatego, że zginęli tam ludzie, ale że działo się
to w miejscu na pozór przypominającym Arkadię. Jest pewne, że
gdyby podobna sytuacja zaistniała na wschodzie, media i ludzie
zupełnie inaczej do tego by się odnosili. I na tę hipokryzję
Teodor Durski daje nam swoją odpowiedź w czterech litografiach
Północ,
Południe, Wschód i
Zachód.
Postaci te są łudząco podobne do siebie, ich twarze są słabo
widoczne, oplątane dziwną, nieokreśloną wstęgą, która przepasa
ich twarze, przypominające zabandażowane mumie. Spośród nich
najbardziej wyróżnia się Południe,
jej postać jest spokojna i lekko rozpromieniona. Południe jest
zresztą pierwszą z tegoż cyklu grafik. Kolejność ma znaczenie o
tyle, że atak Breivika nastąpił po godzinie piętnastej, czyli już
po południu, a jak zauważamy, kolejne grafiki mają już czarne
twarze, bolesne, w geście żałoby.
Twórczość
Teodora Durskiego jest twórczą i cyniczną kakofonią. Artysta
ciągle mierzy się z tematami trudnymi i wymagającymi wiele
śmiałości. Śmierć i bezsens ludzkiej egzystencji to kwestie
poruszane już od starożytności, czego artysta ma pełną
świadomość, wykorzystując tamtejsze kanony w swoich pracach;
uzupełnia je jednak własną refleksją i nowoczesną formą, przez
co są one nie tylko estetyczne dla oka, ale i dla duszy. Durski jest
blisko odpowiedzi na odwiecznie intrygujące ludzkość pytania, choć
im bliżej do finiszu, tym pojawia się pytań więcej i więcej…W
ten sposób nigdy nie zobaczy ostatniej sceny, szczęśliwego
zakończenia. Może to właśnie stało się powodem szaleństwa na
dalekiej, bezkresnej i cichej Północy?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz