O! W końcu coś się zaczyna. Pani Piskorska przemówiła do zebranych gości w celu kontemplowania jej sztuki. Wyraziła swoje obawy związane z dźwiękiem podczas projekcji. Dobra, za dwie minuty zaczynamy. Film opowiada o akcji artystycznej przeprowadzonej w czasie wakacji przez artystkę oraz jej dziewczynę Martynę Tokarską. Pełna emocjonujących przygód podróż, w sukniach ślubnych i niebieskich rajstopach, co by zaznaczyć jej artystyczno-niszowy charakter. Dziewczyny odwiedziły osiem miast, przemieszczając się różnego rodzaju środkami transportu – autostopem, pociągiem, wózkiem na zakupy, podążając wzdłuż torów tramwajowych, przedzierając się przez przydrożną roślinność czy pobliskie pola kukurydzy. Wyruszyły w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie… Tylko do tej pory nie wiem jakie. Zauważyłam jeden powtarzający się schemat rozmowy. Podczas konwersacji z przypadkowo napotkanymi ludźmi, informowały o swojej orientacji seksualnej, w podekscytowaniu czekając na reakcję. Może miało to charakter badania socjologicznego? Ale nie, chyba nie. W końcu pytania były zadawane ludziom zupełnie przypadkowym, zatem nie były skierowane to żadnej konkretnej grupy. Reakcje ludzi były różne. Spotykały się zarówno z ostrą krytyką, niechęcią jak i z powierzchowną aprobatą. Zdarzały się również dłuższe rozmowy, prowadzone na niezbyt wysokim poziomie, natomiast charakteryzujące się napiętą atmosferą, z których wynikało niewiele, właściwie to nic – w filmie opinie ludzi pokazane zostały wyrywkowo, nigdy od początku do końca.
Na stoliku Ignorantów, nie wiedzieć czemu, zagościły sztućce, a mianowicie łyżki – te większe. „Dziś będziemy krytykami”- powiedział mój kompan do towarzyszącej nam przez chwilę Pani Doktor, która spoglądała pytającym wzrokiem na przedmioty. Po co łyżki? Aby umilić czas przeznaczony na projekcję, a jednocześnie w celu zwiększenia naszej podatności na sztukę wielką. Postanowiliśmy skosztować arbuza używanego przez artystkę jako symbol waginalny. Wykorzystywany był przez nią w pracy Robię sobie dobrze Sztuką prezentowanej w Toruńskim CSW w ramach wystawy Epidemic. Przedmiot, obdarzony sprzyjającą tematyce projekcji energią, postanowiliśmy wykorzystać i też zrobić sobie dobrze sztuką. Niestety wystąpiły komplikacje techniczne, które uniemożliwiły nam zrealizowanie powyższego celu. W sklepiku na rogu nie było arbuzów. Były jednak banany. Nie myśląc długo, kupiliśmy ponad kilogram. Każdy Ignorant po rozpoczęciu projekcji dziarsko chwycił za sztukę, zabierając się do konsumpcji. Spożywając nabyte przez nas wysokobiałkowe owoce, próbowaliśmy dać się uwieść.
Film dokumentalny już na wstępnie raził znikomą dbałością o estetykę. Co zdecydowanie nie było celowe, a raczej przypadkowe. Zastanawia mnie również to, czy aby na pewno możemy zaliczyć go do kategorii filmu dokumentalnego? No tak, owszem, jest to udokumentowanie prowadzonej akcji artystycznej, ale swoją estetyką nie różni się od filmików prezentowanych na YouTube, zresztą nie tylko estetyką. Ponadto pozbawiony był ramy narracyjnej. Przecież filmy dokumentalne oglądamy w celu zgłębienia jasno określonego problemu. Natomiast tutaj tego nie znajdziemy. Podejrzewam, że osoba nie znająca kontekstu, oglądając film, najzwyczajniej nie wiedziałaby o czym on opowiada. Jak by to powiedział mój kolega – ani film, ani dokumentalny.
Sylwia Ciuchta
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz