Muzea Narodowe w Warszawie i w Krakowie przygotowały nie lada gratkę dla wszystkich miłośników sztuki. Wspólnie pracowały nad projektem Bracia Gierymscy, w ramach którego możemy obejrzeć 2 wystawy monograficzne, w Warszawie Aleksandra, a w Krakowie Maksymiliana. Tych dwóch twórców nie trzeba (chyba) przedstawiać nikomu. Nauczycielki polskiego katują swoich uczniów pracami domowymi z opisami obrazów, a studenci historii sztuki zarywają noce, ślęcząc nad biografiami braci. Pomimo mojego ignoranckiego stosunku do sztuki 2 połowy XIX wieku, pofatygowałam się do Warszawy „na Aleksandra”. I naprawdę było warto! Moje poczucie dobrze spędzonego czasu nie wynika jednak z faktu, że na wystawie jest pokazana niemal cała spuścizna artystyczna malarza z przystępnym podziałem przestrzeni wystawienniczej. Dla mnie najważniejsze było to, że obok obrazów, drzeworytów i szkiców pokazane zostały fotografie, na podstawie których powstały dzieła artysty. Tak, tak, często zapominamy, o tym że zżynanie ze zdjęcia nie jest domeną współczesnych artystów i że było popularne już w XIX wieku.
Romans malarstwa z fotografią często jest przez artystów skrzętnie ukrywany. Być może dlatego właśnie wśród widzów panuje mit o genialnym malowaniu z pamięci lub z bardzo ogólnych szkiców. I tak oto powstaje obiegowa opinia, że impresjoniści są impresjonistami, bo chodzili w plener, a realiści na żywo, po reportersku uwieczniali sceny z życia. Nic bardziej mylnego! Wynalazek fotografii wpłynął na sposób kadrowania obrazów oraz na budowanie światła i cienia w pracach. Zdjęcia przyniosły jeszcze jedną nową wartość- obiektywne przedstawienie rzeczywistości. Wynalazek szybko podzielił światek artystyczny na tych twórców, którzy posługiwali się fotografią przy komponowaniu obrazów oraz dopracowywaniu szczególików do perfekcji i na tych, którzy poczuli się zwolnieni z obowiązku przedstawiania realnego świata.
I tu pojawia się kolejne pytanie, które spędza sen z powiek takiemu rozfilozofowanemu jak ja Ignorantowi: Dlaczego malarze nawet nie zająkną się na temat autora fotografii, na podstawie której tworzą swoje arcydzieła? Wkład fotografii w malarstwo jest duży i właśnie wystawa Gierymskiego sprawiła, że w pełni to do mnie dotarło. Na szczęście, kuratorzy zadbali o to, żeby nie zeżarła mnie ciekawość z czyich zdjęć korzystał Aleksander, dzięki czemu mogę się podzielić z Wami tą wiedzą.
Prawdziwą perłą warszawskiej wystawy jest Żydówka z pomarańczami z 1881 roku. Wywieziona z Polski w czasie wojny, cudownie odnaleziona w niewielkim domu aukcyjnym Evy Aldag w 2010 roku. Obraz powieszono w sąsiedztwie Żydówki z cytrynami wypożyczonej ze zbiorów Muzeum Śląskiego w Katowicach. W mojej głowie pojawiła się wizja egzaminu- koszmaru: słabe ksero z reprodukcjami tych dzieł i zadanie „Znajdź 10 różnic”. Obrazy są niemal identyczne!
A. Gierymski, Żydówka z pomarańczami, ok. 1881 rok |
A. Gierymski, Żydówka z cytrynami, ok. 1881 rok |
Liczni badacze sztuki rozpisują się na temat fascynacji Aleksandra specyficznym klimatem Warszawy i rozpływają się nad jego kunsztem malarskim, dzięki któremu mógł stworzyć tak wnikliwe studia. Zwykle nie wspominają o autorze fotografii, na podstawie której powstały dzieła sławnego malarza. A szkoda, bo jest o kim wspominać. Zdjęcie wykonał Konrad Brandel, pionier fotografii fotoreportażowej i wynalazca fotorewolweru– prototypu naszych dzisiejszych aparatów kompaktowych. Fotorewolwer został opatentowany i szybko zyskał popularność, również za granicą. Wkład wynalazcy w rozwój fotografiił docenionił cesarz Franciszek Józef, który uhonorował Brandla orderem. Sam autor wynalazku miał, jak na tamte czasy, bardzo nowatorskie podejście do fotografii jako do obiektu. Twierdził, że zdjęcie jest autonomicznym dziełem i zawsze podpisywał swoje prace. Jest on więc nie tylko wynalazcą i fotografem, ale też chyba pierwszym, który otwarcie mówił o prawach autorskich.
Konrad Brandel, rys. Władysław Podkowiński, 1885 rok |
Brandel „strzelał” fotki dokumentujące życie Warszawy lat 70 i 80 XIX wieku. Często jego zdjęcia były wykorzystywane przez malarzy i to nie byle jakich, bo zwolennikami fotografii byli między innymi Henryk Siemiradzki i Wojciech Gerson. Fotograf wykonał również zdjęcie starej kobiety sprzedającej owoce, które tak zafascynowało Gierymskiego. I właśnie ta fotografia, czy też swego rodzaju kolaż (zdjęcie zostało wycięte i przyklejone na karton z namalowanym pejzażem) zostało pokazane na ekspozycji. Aleksander Gierymski kilkukrotnie namalował tą samą handlarkę. Pokuszę się o wygłoszenie drżącym głosem, że wspaniały portret psychologiczny jest wynikiem nie tylko biegłości malarskiej mistrza, ale przede wszystkim powstał dzięki genialnemu fotoreporterskiemu oku Konrada Brandla.
fot. własne |
A. Gierymski, Na Placu Targowym, drzeworyt ok. 1885 |
A. Gierymski, Żydówka sprzedająca owoce ok. 1880 |
Byłam na wystawie. "Święto Trąbek" i "Most Ludwika w Monachium" najpiękniejszy.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że pisząc o prawach autorskich autor bloga "zapomniał" dodać z jakiej strony zerżnął rysunek Konrada Brandla. WSTYD
OdpowiedzUsuń