Czasem dręczy mnie pytanie: czy pokolenie: dwudziesto, trzydziestolatków, powinno sięgać w swoich inspiracjach do czasów, w których nie dane im było żyć? Wciąż przerabiane na nowo: II wojna światowa, wojna w Wietnamie, wojna w Zatoce Perskiej, rzeź w Rwandzie, konflikty bałkańskie, Afganistan...Wydawać by się mogło, że wojna nigdy nie będzie słusznym i godnym kompanem sztuki, inter arma silent Musae, a jednak jest to temat popularny, również w najnowszej sztuce. Rzeczywistość powoli wstrzykuje współcześnie żyjącym dawkę znieczulenia na brutalność i nieludzkie zachowania, usprawiedliwiane przez uwarunkowania, jeśli nie psychologiczne, to czysto ekonomiczne. Właśnie to uodpornienie sprawiło, ze od dłuższego czasu powtarzałam, że już nie czas na artystyczną interpretację etosu II wojny, bo okrucieństwo już nam się „opatrzyło”. Ten „kanibalizm wizualny”, przestał być wyrazem potrzeby upamiętnienia i ostrzeżenia kolejnych pokoleń, a stał się niemiłą potrzebą sensacji i grozy, lub też sztucznej fali nadętego i powierzchownego „pseudopatriotyzmu”.
Temat II wojny został dla mnie zamknięty pracą Zbigniewa Libery Lego. Obóz koncentracyjny (1996). Realizacja skandalizująca, ze względu na upiorne sprowadzenie działań eksterminacyjnych do niewinnej, dziecięcej zabawy, pokazywała obozowy świat w nowy sposób, do którego widz nie był przyzwyczajony i (być może) przygotowany. Zestaw szarych klocków stał się punktem zapalnym rozpoczynającym dyskusję, nie o tym czy wolno, ale o tym jak należy tworzyć sztukę o II wojnie światowej. Młody artysta jest stawiany przed pewną utartą wizją, która jest spadkiem pokoleniowym, najpierw po tych, którzy przeżyli wojnę, a potem po generacji wyżu powojennego. Druga Wojna jako temat w sztuce, miała wyznaczone kolejne punkty do zrealizowania- pokazywała ogrom ludzkiego cierpienia, stawała się świadectwem tragedii jednostki, była formą archiwizacji wspomnień o ludziach, którzy zginęli. Stopniowo, nabierając patyny czasu, II wojna została sprowadzona do pewnego toposu wojny, który zatarł specyfikę tej zbrodni, skierowanej w określone grupy ludzi. Nawet te prace, które odwoływały się do dziejów konkretnej rodziny, bądź społeczności, były dla mnie bardziej poszukiwaniem własnej tożsamości artysty (często pretekstem do powstania pracy, były konotacje rodzinne), niż reinterpretacją czasów i wydarzeń. Czy więc młody człowiek, który nie doświadczył koszmaru wojny, a kształtujący jej wizję na bazie podręczników i bagażu doświadczeń starszych pokoleń, powinien „brać się” za II wojnę, nie popadając przy tym w rutynę utartych schematów?
Zmiana
mojego stosunku do tego typu realizacji pojawiła się pod wpływem
pracy Zbyszka Strzelczyka 10 kwietnia 1944, Śmigus
Dyngus1.
Artysta w tym wypadku stworzył memoriał, który nie jest poświęcony
człowiekowi, ale konkretnej dacie określonej w tytule.
Figura małego chłopca, ubranego w za duży mundur, jest apatyczna
i zrezygnowana. Mały cywil poddał się woli umundurowanego
zakapiora ze srogą miną, celującego w głowę chłopca z broni.
Broń- neonowy plastikowy pistolet na wodę jest dysonansem dla
wojennych realiów. Czy to groteskowy żart? Czy też całkiem
poważna groźba ze strony silniejszego dorosłego? Chłopiec pomimo
swojej pozornej bierności, twardo stoi naprzeciwko wroga, tak, jakby
twardo obstawał przy wyznawanych przez siebie wartościach, a broń
wycelowana w jego głowę, staje się jedynie bezużyteczną zabawką,
która nie jest w stanie zabić pamięci o tradycji.
foto: Dzięki uprzejmości autora |
Artysta rozczepił czas na dwa: na czas wojny ale i czas świąteczny, religijny, nie pozbawiony przy tym wydźwięku folklorystycznego. Dotknął więc bardzo realnego, świątecznego poniedziałku, który powinien być czasem radości i zabawy, a stał się czasem strachu i zagłady. W tym samym momencie czas może nieść ze sobą dwa różne przesłania, może przenikać wydarzenia i zmieniać ich konteksty. Dla mnie jest to kolejna wojna- próba zdominowania jednego czasu przez drugi. Co ciekawe, walka ta nigdy nie jest jednoznacznie rozstrzygnięta, bo jeden czas ma wpływ na drugi.
Święta Wielkanocne to moment szczególnie ważny dla chrześcijan. W Polsce świąteczne obyczaje silnie budowały poczucie własnej, odrębnej narodowości. Śmigus dyngus jest jednym z najstarszych do tej pory praktykowanych zwyczajów, a jego pochodzenie jest silnie związane z samą genezą słowiańskości. Obchody łączono z kultem życia, urodzaju oraz płodności. Lany Poniedziałek staje się więc w tej pracy bardzo silną opozycją przeciw wojnie i niszczącemu przesłaniu jakie ona ze sobą niesie. Dyngus manifestacją tradycji, powrotem do korzeni polskiej państwowości i przede wszystkim utrzymaniem świadomości narodowej. Nawet w najgorszych momentach okupacji, pamiętano o świętach i je celebrowano, bo prawo do obchodzenia świąt było jedną z tych rzeczy, o które walczyli Polacy.
foto: dzięki uprzejmości Autora |
Izka Kiełek
1Praca
ta zajęła II miejsce w ogólnopolskim konkursie rzeźbiarskim
„Xawery Dunikowski XX/XXI