Wybrałam się ostatnio do CSW Znaki Czasu na wernisaż Alfredo Jaara. Tłumy ludzi również wpadły na ten sam pomysł, co pewnie świadczy o tym, że nie ma co utyskiwać na toruńską kulturę. Na pierwszym piętrze w największej, „kolumnowej” sali, znajduje się tylko jedna praca artysty: Brzmienie Ciszy. Jest to najbardziej cenione dzieło Jaara, które łączy w jedno fotografię, architekturę, tekst i program komputerowy. Wspólnym celem tych staje się stworzenie wyrazistej narracji. Artysta wymyślił tą pracę już w 1995 roku, ale zrealizował ją dopiero w 2006 roku.
Alfredo Jaar jest jednym z najwybitniejszych chilijskich artystów, wystawianym na prestiżowych światowych wystawach, tworzący sztukę zaangażowaną politycznie...Takich rewelacji dowiedziałam się podczas wernisażu. Pomimo tego, że sam twórca zaszczycił skromne progi toruńskiej instytucji, ja z niecierpliwością czekałam na zakończenie wszystkich kwiecistych przemówień. Moim pragnieniem było jedynie zobaczyć tą słynną ciszę, móc ją usłyszeć i poczuć jej wibracje. Cóż, moje górnolotne pragnienia mogłam sobie co najwyżej wsadzić do kieszeni. Brzmienie Ciszy prezentowane jest w niewielkim kinie-kontenerze (Jaar upiera się przy twierdzeniu, że jest to rzeźba-instalacja), do którego wchodzi jednorazowo 20 osób. Film trwa 8 minut. Nie trzeba być wybitnym matematykiem, żeby przeliczyć sobie, że 8 minut pomnożone razy dziką kolejkę ciągnącą się niemal pod wejście do sali daje wynik czekania: stanowczo za długo. Na otarcie łez żalu mogłam sobie obejrzeć w Labsenie nagrany wywiad z artystą. Dobre chociaż i to.
Do CSW wróciłam po kilku dniach. Tym razem sala, gdzie zamontowano Brzmienie ciszy była pusta. Po oswojeniu się z ostrym białym światłem świetlówek, które są domontowane do jednej ze ścian blaszanego kontenera, zaczęłam rozglądać się po sali. W drugim końcu leżała sterta plakatów z prostym napisem: YOU DO NOT TAKE A PHOTOGRAPH. YOU MAKE IT.
Możliwość wejścia do tego mini kina jest sygnalizowana za pomocą czerwonej lampki kontrolnej ( DUŻEJ, podkreślam!) o czym poinformowała mnie przemiła pani pilnująca wystawy. Po odczekaniu 3 minut mogłam wejść i zasłuchać się w ciszę.
Na czarnym tle wyświetlana była historia fotografa Kevina Cartera, laureata nagrody Pulitzera i członka grupy fotografów „Bang Bang Club”. Jest on autorem jednego z najbardziej poruszających zdjęć, jakie kiedykolwiek powstały. Carter zrobił je w 1993 roku, w Sudanie podczas klęski głodu. Przedstawia ono umierającą, przeraźliwie chudą dziewczynkę, za którą czai się pewny swojej ofiary sęp. Zdjęcie wywołało falę różnych, często skrajnych reakcji. Fotograf nie wytrzymał presji otoczenia i faktu, że jego przyjaciel z grupy został zastrzelony podczas zamieszek w Takozie. Popełnił samobójstwo w 1994 roku.
źródło: Internet |
Wiedziałam o inspiracji Jaara wcześniej, więc zrobiłam podstawowy błąd taktyczny, który praktycznie przekreślił jakiekolwiek głębokie wzruszenia płynące z tej pracy: naczytałam się o Carterze. Przez to nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że w pracy Jaara czytam tekst żywcem skopiowany z Wikipedii. Nie do końca przekonałam się też do argumentu, że za pomocą światła i obrazu artysta pobudza widza do kontemplacji. Być może moje odczucia byłyby inne, gdyby nie fakt, że od połowy filmu musiałam użerać się z facetem, który wszedł do kontenera z małym, mniej więcej półtorarocznym dzieckiem. Dzieciak ewidentnie nie chciał przebywać w ciemnym i ciasnym pomieszczeniu co obwieszczał światu donośnym rykiem, jednak tatuś usilnie upierał się żeby zostać. Zanim przekonałam gadułę, że powinien opuścić miejsce, minęły kolejne minuty projekcji a moje skupienie poszło precz.
Na szczęście wyłapałam jednak kilka zdań, które stały się dla mnie kluczem do otworzenia mojej refleksyjnej i uduchowionej natury. Po publikacji zdjęcia zrobionego przez Cartera, wiele osób dzwoniło z pretensjami i pytaniami. Dlaczego nie pomogłeś temu dziecku? Co się stało z tą dziewczynką? Pytania zrodzone w głowach czytelników „New York Timesa” odnosiły się do jednostki i nie dostrzegały znacznie głębszego problemu, jakim jest globalne ujęcie cierpienia. Pojawiają się też pytania o to, jaką rolę pełni fotograf czy dziennikarz i z jakimi dylematami natury moralnej musi się zmierzyć. Czy ma być tylko bezstronnym świadkiem, czy też powinien zabawić się w Boga i zmienić bieg wydarzeń? To pytanie jest dla każdego otwarte.
Praca Jaara jest nie tylko opowieścią o subiektywizmie oraz emocjach kierujących zarówno zbiorowością jak i jednostką. To także próba połączenia dwóch światów-sztuki i dokumentacji, które wspólnie, jednym głosem próbują mówić o tym, jak reagujemy na ludzkie tragedie i ból. Jako typowy niewrażliwy Ignorant, na Brzmienie ciszy wybiorę się po raz kolejny.
Iza Kiełek
Alfredo Jaar
Brzmienie ciszy
17.10. 2014-22.02.2015
CSW Znaki Czasu Toruń
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz