IGNORANCI W SIECI

wtorek, 2 lipca 2013

TEODOR DURSKI, UTOYA

Utøya- na imię mam Czerwień. Teodor Durski.
autor: Szymon Bochniarz

Staram się o [tym] zapomnieć, zająć się swymi sprawami,  

gotować brokuły, otwierać i zamykać książki,  
myć zęby i sznurować buty.  
Anne Sexton

Masz taki absorbujący wzrok, Orfeuszu,
ostrzegali, byś nie patrzył za siebie.
Wyrzuć lutnię, jest bezużyteczna
 - tam, gdzie zmierzam są tylko kwanty.

Martyna Maciuszek


O młodych grafikach zwykło się mówić dużo i dobrze. Wymieniając poszczególne nazwiska, nie sposób nie wspomnieć o nagrodach, które dotychczas zdobyli, o szkole, w której mieli możliwość rozwinięcia swoich umiejętności, o wpływach, tendencjach i nurtach, z których czerpią inspirację, które być może sami zapoczątkowali…
O współczesnych wydarzeniach ciężko mówić obiektywnie, szczególnie, jeśli dotyczą sfer związanych z życiem publicznym, gdy znamy konsekwencje wpływu pop-quasi-kultury. To ona pozbawiła ludzi wszelkiego rozsądku, a przede wszystkim rzeczy powierzchownie prostej i oczywistej – współczucia.
Utøya, temat który pochłonął całkiem niedawno cały świat mediów, odkrył nowe oblicze ludzkiej natury – bezlitosność, obustronną bezlitosność. Z jednej strony mamy postać mordercy, który z zimną krwią morduje 69 osób i, jak donieśli świadkowie, „strzelający miał czerwoną twarz”; dzięki wykreowanej postaci zimnego i niewzruszonego zabójcy, Andres Breivick znalazł się w czołówce najbardziej znienawidzonych, godnych śmierci w czeluściach, postaci ostatnich lat. Patrząc jednak z innej perspektywy, znajdujemy w końcu postać człowieka zagubionego, a motyw działania, który wydaje się o wiele głębszy, niż płytka nagonka medialna, nurtuje do dziś naukowców i wolnych myślicieli. Nikt oczywiście nie daje jednoznacznej odpowiedzi. Statystyki (kto by tam im wierzył!) pokazują jednak, że największy odsetek ludzi z depresją, nerwicą i innymi zaburzeniami psychicznymi żyje właśnie na tej spokojnej, idyllicznej Skandynawii.

Teodor Durski, "Tajemnica (Love and Death)"

Wizerunek masakry w chłodnej i cichej Skandynawii staje się właściwym miejscem dla Teodora Durskiego, zastanawiającego się nad odpowiedzią na ciągle powtarzające się pytanie o rolę i miejsce śmierci w aktualnych sobie czasach. Niejednoznaczność nabiera dzisiaj jeszcze ciekawszego zabarwienia, gdyż kultura pop skutecznie przysłania nam wszelkie głębsze odpowiedzi, serwując tanie marketingowe chwyty, rozwiązania podane na srebrnej tacy. Artysta postanawia jednak przebić się przez pasmo kolorowych wycinanek, a efekty tego są nader zaskakujące.
Ciekawym tropem, od którego artysta rozpoczyna swoje poszukiwania, jest kanon antyczny. W oczekiwaniu na podróż punktem wyjściowym staje się tlący się słońcem Egipt. Litografia nie tylko poprzez kolor – słoneczny, ciepły, wywołujący przyjemne mrowienie na skórze – wskazuje nam na miejsce, z którego wypływamy. Obraz ten został wyjęty wprost z hieroglificznych przedstawień wyprofilowanych postaci, z zatarciem większości cech indywidualnych. Durski jednak podchodzi do tematu z bardzo osobistą refleksją, ukazuje nam postać nie od strony torsu, lecz od pleców, wepchniętą w dziwny, abstrakcyjny twór, przypominający nam krzyż. Zresztą temat ten przejawia nam się i w kolejnej części podróży, zwielokrotnionej postaci w Tajemnica (Love and Death), gdzie można doszukać się nie tylko nawiązania do wizerunku Chrystusa, ale i do greckiej rzeźby – najbardziej przypomina ona Wenus z Milo. Tak płynne poruszanie się między ikonografią wymaga niezwykłej wrażliwości i odwagi. Niepokój budzi jednak fakt, że bohaterowie przedstawieni w obu dziełach są raczej pogodni, wręcz trochę ekstatyczni, choć znajdują się w trudnej sytuacji – pierwsza postać zaplątana jest w dziwny twór, druga na głowie ma cierniową koronę. Odnosimy wrażenie, że nie doskwiera im ból. Artysta najpewniej świadomie nadał im łagodności, znajdują się w końcu w czasach, gdzie największym problemem jest rozwód w serialu. To cyniczne posunięcie prowokuje tym bardziej, że obecne kanony piękna są łudząco podobne do tych antycznych, a Durski wcale nie stara się temu zaprzeczyć, jego mężczyźni są bardzo pociągający, fizycznie doskonali i dziecinnie beztroscy.


Teodor Durski, "Hybris"

Mężczyzna jest zresztą najczęstszym bohaterem Łodzianina. Prace Hybris i Fama są kolejną gorzką prawdą o dzisiejszym społeczeństwie, żyjącym ideałami wyidealizowanego piękna i plotkach. Pycha, która kieruje życiem pierwszego bohatera, zostaje zasygnalizowana przez artystę grzybem atomowym w miejscu serca (sprytne posunięcie!). Mężczyzna ten wydaje się być zapatrzoną w swoją fizyczną atrakcyjność pustą istotą, z której nie wypływa więcej, niż widok ciała w opiętej bluzie. W Famie punktem odniesienia staje się nie tyle ciało kobiety, co sama moda na obserwację aktualnych „hotów” i można łączyć to z medialną burzą wywołaną wydarzeniem z Norwegii, która nie była sławna tylko dlatego, że zginęli tam ludzie, ale że działo się to w miejscu na pozór przypominającym Arkadię. Jest pewne, że gdyby podobna sytuacja zaistniała na wschodzie, media i ludzie zupełnie inaczej do tego by się odnosili. I na tę hipokryzję Teodor Durski daje nam swoją odpowiedź w czterech litografiach Północ, Południe, Wschód i Zachód. Postaci te są łudząco podobne do siebie, ich twarze są słabo widoczne, oplątane dziwną, nieokreśloną wstęgą, która przepasa ich twarze, przypominające zabandażowane mumie. Spośród nich najbardziej wyróżnia się Południe, jej postać jest spokojna i lekko rozpromieniona. Południe jest zresztą pierwszą z tegoż cyklu grafik. Kolejność ma znaczenie o tyle, że atak Breivika nastąpił po godzinie piętnastej, czyli już po południu, a jak zauważamy, kolejne grafiki mają już czarne twarze, bolesne, w geście żałoby.
Twórczość Teodora Durskiego jest twórczą i cyniczną kakofonią. Artysta ciągle mierzy się z tematami trudnymi i wymagającymi wiele śmiałości. Śmierć i bezsens ludzkiej egzystencji to kwestie poruszane już od starożytności, czego artysta ma pełną świadomość, wykorzystując tamtejsze kanony w swoich pracach; uzupełnia je jednak własną refleksją i nowoczesną formą, przez co są one nie tylko estetyczne dla oka, ale i dla duszy. Durski jest blisko odpowiedzi na odwiecznie intrygujące ludzkość pytania, choć im bliżej do finiszu, tym pojawia się pytań więcej i więcej…W ten sposób nigdy nie zobaczy ostatniej sceny, szczęśliwego zakończenia. Może to właśnie stało się powodem szaleństwa na dalekiej, bezkresnej i cichej Północy?






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz